Dziś minął rok od momentu, kiedy wyjechałam do Belgii. Dokładnie 5 lutego 2012 roku wsiadałam w samolot na Krakowskich Balicach - trochę zestresowana, trochę podekscytowana, trochę zamotana: czego jeszcze nie zrobiłam? Co zapomniałam? Co zostawić, bo oczywiście mam nadbagaż? Czy na pewno mam portfel? I gdzie jest mój bilet?!
wtorek, 5 lutego 2013
poniedziałek, 4 lutego 2013
Spacerem przez Patershol
Jest jedno takie magiczne dla mnie miejsce w Gent. Nazywa się Patershol i jest małą dzielnicą w centrum miasta, którą każdy zazwyczaj ogląda "z zewnątrz" - to zaglądnie w jedną małą uliczkę obok zamku, a to znowu zrobi zdjęcie kilku budynkom niedaleko kanału, przy uliczce prowadzącej od głównego placu Vrijdagmarkt. Jednak mało kto pokusi się na spacer "w głąb".
niedziela, 6 stycznia 2013
Kraj czekoladą płynący
Znowu o jedzeniu. Nie żeby to było moje ulubione zajęcie...No, może czasem :). Szczególnie jeśli mowa o czekoladzie. Prawdziwej, pysznej czekoladzie. Być w Belgii i nie spróbować czekolady?! Nie ma takiej możliwości. Jest naprawdę wyjątkowa - czasem wystarczy jedna pralinka, jedna czekoladka, którą będziemy zachwycać się przez następnych naście minut. A jak wchodzi się do chocolaterii - ten zapach czekolady...coś niesamowitego.
czwartek, 29 listopada 2012
Gent od strony kuchni
(www.visitgent.be) |
niedziela, 30 września 2012
"Belgijska Łódź", czyli w Prowincji Liege
Dokładnie takie było nasze (moje i moich przyjaciół) pierwsze wrażenie, kiedy odwiedziliśmy miasto Liege, leżące na wschodzie Belgii, w prowincji o tej samej nazwie. Liege było miastem przemysłowym i taki charakter wydaje się mieć nadal. Do tego architektura miasta jest raczej walońska - bardziej surowa, brakuje flamandzkiego renesansu. Co więc jest ciekawego w Liege i dlaczego warto tam zaglądnąć?
sobota, 29 września 2012
Na holenderskim szczycie i w trzech krajach równocześnie
piątek, 10 sierpnia 2012
wtorek, 24 lipca 2012
Cudze chwalicie, o swoim zbyt mało piszecie
W dzisiejszym poście, pomimo faktu, że materiału o Belgii jest jeszcze trochę, postanowiłam zabrać Was na wycieczkę w moje rodzinne strony - do Sanoka. Wycieczka to nie byle jaka, ponieważ skupia się na tylko jednym (nazwijmy go turystycznym, gdyż często jest jedynym celem podróży w te strony) aspekcie mojego miasta, a mianowicie rodzinie Beksińskich.
sobota, 21 lipca 2012
Sax and the city, czyli w rodzinnym miasteczku Adolfa Saxa
Dinant to niewielkie miasto, położone na południu Walonii, pół godziny drogi od większego i bardziej znanego Namuru. O samym Dinant prawie nikt nie słyszał, ale każdy, kto podczytywał co nieco o Belgii, na pewno widział najbardziej znany obrazek średniowiecznego kościoła na tle skalistej cytadeli.
Co ciekawe, jadąc pociągiem, kiedy minie się Brukselę i jedzie się coraz bardziej na południe, to nie tyle odczuwa się różnicę kulturowo-językową (Walonii i Flandrii), ale także geograficzną. Patrzę przez okna pociągu: na prawo szeroka rzeka, na lewo - wysokie skały i lasy. Zupełnie inny świat. Nie to co "płaska" Flandria, w której dominuje podziwianie architektury. Co wcale nie znaczy, że jest piękniej. Zależy co kto lubi (ja chyba jednak wolę Flandrię).
niedziela, 17 czerwca 2012
Śladami Rubensa
Malarstwo Rubensa jakoś nigdy specjalnie nie wywoływało mojego zachwytu. Zawsze uczyliśmy się o tym, jakim był wielkim malarzem, o tym, co wprowadził nowego do sztuki, o pojęciu "kobiety rubensowskiej". I tak patrzyłam na te reprodukcje w podręcznikach bez żadnych emocji, tylko po to, aby je zapamiętać, bo "wypada" wiedzieć kim był Rubens i co namalował.
I pewnie z podobnego względu odwiedziłam ostatnio Dom Rubensa - skoro już pojechałam do Antwerpii, to nie wypada pominąć tak ważnego muzeum. I wiecie co? Naprawdę nie wypada!
Subskrybuj:
Posty (Atom)